Wirtuozeria
I bezczelnie mnie Pan taki zahipnotyzował,
nie dając mi wpaść w żadne to zastanowienie;
wbijając się gwałtownie w motłoch pochwał,
co by z zamkniętymi oczyma mógł nawet i recytować!
Tak lekko, tak pewnie; Przepełnia go wnet pasja -
co w odbiciu szklistym pojmuję, gdy se tak o - zerkam.
Ah! Cóż za Wirtuozeria, mych podróży sennych,
tychże na jawie oraz wielu ścieżek jakże krętych;
gdzie z każdą, częstuje mię dłonią, ażebym się nie pogmatwała,
a tak się po prostu zdarza, taka ot mała ze mnie ciamajda.
I gdy lękam się wrót, spełna decyzji wielu do podjęcia,
Pan uprzejmy - otwiera mi je zleksza, zapraszając do ich wnętrza,
A ja? No cóż... idę! A w tyłostrachy to się nawet już nie oglądam.
A on? Sprawia, że ma dłoń staję się ciut cieplejsza,
gdzie towarzyszy mi w krok, jak nutka nutce, w przekazie jakże szczera,
a jakże głośna, wyraźna, z głębią i w cuda syt melodyja...
Ballada toć grająca, jak odciski stóp naszych od samego już wejścia -
co na wzór układa, pięciolinię do serc nań rytmu szczęścia.
Komentarze
Prześlij komentarz