Dębowe przemijanie [sonet]
I zatwierdzona w łożu, niczym opleciona korzeniem,
surowo krząknęła, objęła gardziel brzmieniem;
Babulina, potężna jak dąb - co wyryte w nim sekrety,
dziergała wpółleżąco; czapy żołędne i w zieleni serwety.
Nuciła chrapowato piosnkę; "O zielonym dębie",
Trochę wesoło, a zarazem jednak smętnie.
Wejrzała zza drewna okiennicę w swojej rygłej chacie,
podziwiając pasmo drzew, przy zimowej herbacie.
"Pamiętam, jak zielono było w uprzednią wiosnę, olaboga...!"
Ciężko wstała, aż zaksrzypiała pod nią; z bel zbita podłoga,
Zapatrzona w śniegu obraz, w wiosennych jednak snuła obłokach...
...kiedy wnuki chowały się na gałęziach, toczyły pierwsze swe historie,
kiedy to widok, gęściny koron drzew - kreował na twarzach euforię,
W podziwie ostało ino odczuć powiew: Przemijania w przyrodniczym kole.
Komentarze
Prześlij komentarz