Krótka chwila w biegu codzienności

I mijali się tak w bezdechu;
namoglonym w codzienności -
obowiązku.
W poczuciu, że kiedyś,
bywało więcej w ich pożyciu sensu? 
I niepamiętaniu.
Jakby zatrzymani w rolce;
kiepskiego thrillera, 
gdy w nuże seansu,
 trzeba na chwilę otrzeć powieki i 
złapać ot powietrza.
Zatrzymać.
No i są tak krótko zachwiani,
niczym koloru syt koliber...
 Ah! Wietrzny pracoholik; w objęciu, 
dla zasady toć mimowolnie darowanym.
W bezruchu. 
Wzrokiem; choćby błyskiem flash'a, 
oszołomieni; stali tak krótką chwilę, 
ni to bez jednego słowa.
On zobaczył ją,
a jego zobaczyła ona.
Aż kącik ich ust; wspiąłwszy na wyżyny,
zapachniał nienazwanie, rozbojętnił zmysły,
Ona śmiała się do niego,
a on śmiał się do niej.
Beztrosko.
Na paśmie ich ust, 
ujrzeć by mogli wschód słońca;
co o 5:00 nad ranem ochoczo rozpromienia -
W czerwieni.
I w nadźwięcznym psot nut pamiętania,
rozniosło się kochanie; niczym echo,
miękki i gładki dźwięk wspomnień, 
głośny i wnet wymowny; jak ta krótka przerwa -
w biegu codzienności. 

 
 

Komentarze

Popularne posty